by Michał
Kilka dni temu złapałem się na tym, że stoję w drzwiach i uśmiecham się jak głupi: koleżanka w naszym biurze właśnie używała mojego narzędzia do sprawdzania warunków technicznych. Ten moment uświadomił mi, że moja misja ma sens: pomagać architektom spędzać więcej czasu na tym, w czym są najlepsi – projektowaniu – a mniej na żmudnym zmaganiu się z przeszkodami.
Ale zacznijmy od początku. Moja droga do tego momentu nie była prosta. Zanim zostałem architektem, obracałem się w zupełnie innym świecie. Studiowałem finanse, gdzie liczyło się myślenie analityczne, a sukces mierzono jedynie twardymi danymi. Jak można się domyślić, takie kształcenie czyni efektywnym, ale dość jednowymiarowym.
Na szczęście zaangażowałem się w Enactus - organizację promującą przedsiębiorczość na rzecz społeczeństwa. Nasza grupa studencka organizowała bazary z lokalnymi produktami, które przyniosły 2 miliony złotych przychodu drobnym rolnikom, czy stworzyła markę modową, która szkoliła bezrobotnych jako krawców przerabiających stare banery na akcesoria. Osobiście w 2016 roku zarządzałem logistyką konferencji o zarządzaniu projektami, która przyciągnęła ponad 400 uczestników i miała topowych menedżerów jako prelegentów.
Prawdopodobnie pierwszy rzut, jaki kiedykolwiek narysowałem – mieszkanie, w którym dorastałem. Czarna plama na fotelu to mój tata. Rok około 1999.
Działalność w Enactus miała podwójny efekt - uzupełniła moje wykształcenie o perspektywę społeczną i rozpoczęła moją karierę w konsultingu.
Pracując dla firm konsultingowych automatyzowałem procesy dla globalnych korporacji. I byłem w tym nawet dobry. Ale czegoś mi brakowało. Optymalizacja procesów księgowych nie do końca miała coś wspólnego ze zmienianiem świata.
Pewnego dnia dotarło do mnie: podczas gdy moja praca żyła w excelu i slajdach, architektura żyje w każdym miejscu, gdzie toczy się życie. Najlepiej ujął to Oskar Hansen mówiąc:
Nie ma życia poza architekturą.
Każde ludzkie doświadczenie, każda transakcja, każde spotkanie – wszystko dzieje się w przestrzeniach, które ktoś (architekt lub nie) zaprojektował. W tym momencie wiedziałem, że chcę być częścią tego procesu.
Przejście do architektury oznaczało start od zera. Godziny spędzone na nauce zupełnie nowego sposobu myślenia. Z optymalizacji procesów cyfrowych do projektowania fizycznych przestrzeni, w których te procesy – i całe życie – naprawdę się dzieją.
Moje pierwsze staże w pracowniach architektonicznych były gwałtownym zejściem ze szczebli korporacyjnej kariery, ale nauczyły mnie czegoś ważnego: architekci to jedni z najbardziej zaangażowanych profesjonalistów, jakich spotkałem. Wkładają całe serce w tworzenie przestrzeni, które kształtują nasze życie.
Z czasem jednak zacząłem dostrzegać pewien problem. Przy każdym biurku, na każdym spotkaniu, architekci wyrażali te same frustracje. Za dużo przepisów. Za mało czasu na projektowanie. Za dużo programów do nauczenia. Za małe wynagrodzenie w stosunku do włożonej pracy. A proponowane rozwiązania brzmiały zawsze tak samo odlegle – “zmiana systemowa”, “edukacja społeczeństwa”, jakby odpowiedzialność za stan naszego zawodu można było przerzucić gdzieś dalej.
W ramach przerwy w czytaniu, zapraszam do obejrzenia obracającego się modelu mojego pierwszego projektu na studiach - toalety.
Widziałem to inaczej. Ze swoim doświadczeniem z obu światów – korporacji i architektury – dostrzegałem konkretne problemy, które można rozwiązać już dziś, bez czekania na zmiany systemowe:
I choć niektórzy powiedzą “tak już po prostu jest”, ja wolę nie czekać aż nasz zawód będzie ewoluował w tempie budowy gotyckich katedr.
Weźmy na przykład kwestię przepisów. Pełnią one ważną rolę – zapewniają minimalną jakość naszych budynków. Ale przedzieranie się przez gęste teksty prawne nie powinno być głównym zajęciem architektów, szczególnie że odciąga nas od tego, w czym jesteśmy najlepsi: kreatywnego rozwiązywania problemów projektowych. Skoro projekty dynamicznie ewoluują przez różne iteracje, architekci potrzebują równie zwinnych narzędzi do sprawdzania zgodności. To jest konkretny problem, którego rozwiązanie już dziś może ułatwić życie architektom.
Jest w tym wszystkim dobra wiadomość: możemy to naprawić. Nie przez mglistą “zmianę systemową”, ale przez konkretne działania, które już dziś ułatwiają życie architektom. Weźmy asystenta do warunków technicznych, o którym wspomniałem wcześniej – nie zrewolucjonizuje zawodu z dnia na dzień, ale da jednemu architektowi jedną godzinę więcej na projektowanie zamiast na wertowanie przepisów. Stworzyłem też katalog narzędzi AI dla architektów, bo wiem, jak przytłaczająca jest próba nadążenia za nową technologią.
warunkitechniczne.pro w akcji. Odpowiedzi nie są jeszcze zawsze idealne, ale korzystam z tego każdego dnia w pracy.
Takie rozwiązania mogą wydawać się skromne. Ale właśnie o to chodzi – zamiast czekać na rewolucyjne zmiany, możemy małymi kroczkami poprawiać realia zawodowe już teraz.
Wierzę, że moje doświadczenie z obu światów może wnieść świeże spojrzenie na wyzwania architektury. Pracując w konsultingu widziałem, jak inne branże rozwiązywały podobne problemy. Teraz przenoszę te doświadczenia do architektury, ale z głębokim szacunkiem dla unikalnych potrzeb twórczych naszego zawodu.
Chcę pomóc usunąć przeszkody, które nie pozwalają architektom robić tego, w czym są najlepsi. Czy to budując narzędzia oszczędzające czas na sprawdzaniu przepisów, czy organizując zasoby ułatwiające korzystanie z technologii, czy szukając nowych modeli biznesowych, które lepiej wynagradzają wnoszoną przez nas wartość – chcę, żeby architekci mogli spędzać więcej czasu na projektowaniu, mniej się stresować i być sprawiedliwie wynagradzani za swój wkład w społeczeństwo.
POV: Autor tłumaczy architektom jak mają żyć. AEC Hackathon Wrocław 2024.
I tu, drogi Czytelniku, liczę na Ciebie. Zacząłem pisać nie po to, by ewangelizować architektów, ale by dzielić się pomysłami i wspólnie się uczyć. Co Cię najbardziej frustruje? Jakie narzędzia ułatwiłyby Ci pracę? Które aspekty praktyki architektonicznej według Ciebie mogłyby działać lepiej?
Wierzę, że małe ulepszenia, wprowadzane konsekwentnie, mogą złożyć się na znaczącą zmianę. Nie przez wielkie manifesty, ale przez konkretne działania, które już teraz uczynią praktykowanie architektury przyjemniejszym.
Pamiętasz tę koleżankę, o której wspomniałem na początku? Tę, która mogła skupić się na projektowaniu zamiast utknąć w gąszczu przepisów? To właśnie takie małe zwycięstwa mnie interesują - gdzie technologia ułatwia żmudne zadania, a architekci mogą skupić się na tym, co robią najlepiej – tworzeniu przestrzeni, które kształtują nasze życie na lepsze.
Chętnie poznam Twoje przemyślenia i doświadczenia. Zawsze możesz się ze mną skontaktować na: